Informujemy, iż na naszych stronach w celach świadczenia usług stosujemy pliki cookies i podobne technologie. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień Twojej przeglądarki oznacza, że będą one umieszczane w Twoim urządzeniu końcowym. Możesz zmienić te ustawienia, dowiedz się więcej z Polityki Prywatności.
Zamknij
Nad Morskie Oko z Zakopanego
Powiadają, że być w Tatrach i Morskiego Oka nie zwiedzić, znaczy tyle, co będąc w Rzymie nie zobaczyć Papieża

"Powiadają, że być w Tatrach i Morskiego Oka nie zwiedzić, znaczy tyle, co będąc w Rzymie nie zobaczyć Papieża”. Słowa powyższe napisane zostały w 1873 roku przez Walerego Eljasz-Radziwkowskiego (malarza, a także fotografa oraz popularyzatora Tatr i samego Zakopanego, autora wielu przewodników tatrzańskich, współzałożyciela Towarzystwa Tatrzańskiego)  i po wielu latach są jak najbardziej aktualne. Są Turyści, którzy przyjeżdżają do zimowej stolicy Tatr tylko, żeby zobaczyć Morskie Oko. Tego Państwu jednak nie polecamy, ponieważ Zakopane oraz Tatry obfitują w wiele miejsc godnych zwiedzenia.

Oko Tatr

Wielu ludzi uważa Morskie Oko za najpiękniejsze górskie jezioro znajdujące się w Polsce. Świadczą o tym pielgrzymki Turystów, które co roku odwiedzają to miejsce w liczbach zadowalających choćby właścicieli schroniska położonego nad brzegiem jeziora. Znajdujące się na wysokości 1405 m n.p.m. jest jednym z najstarszych a także najpiękniejszych schronisk tatrzańskich. Nazwane jest im Stanisława Staszica. W roku 1805 Staszic badał jezioro. Po lewej stronie, przy końcu drogi, jest również stare schronisko, które było niegdyś wozownią (1890). Budynki uznane są za zabytkowe. Można spotkać się tam z dyżurującym właśnie w tym miejscu TOPR-owcem oraz fotografem Marcinem Józefowiczem.

Szukasz noclegów w Zakopanem? Nie szukaj dalej.
Sprawdź naszą ofertę noclegów w Zakopanem

Kocha on góry niezaprzeczalnie, ale ostrzega także przed nimi, ponieważ wędrówki po nich nie należą wcale do łatwych i trzeba do tych „spacerów” podchodzić odpowiedzialnie. Chcąc dostać się w to niezwykle malownicze miejsce trzeba udać się w pieszą wędrówkę lub pojechać góralską bryczką. Warto dodać, że przed II wojną światową była tutaj trasa najtrudniejszego samochodowego rajdu. Znad stawu wyruszają wyprawy na najwyższy polski wierzchołek, czyli Rysy (2499 m n.p.m.).

Morskie Oko  to największe jezioro w całych Tatrach. Znajduje się w Dolinie Rybiego Potoku, na wysokości 1395 m n.p.m. Wokół Morskiego Oka rośnie kosodrzewina. W naturalny sposób w jeziorze występują pstrągi (niektóre tatrzańskie jeziora zarybione są przez ludzi). Nad jego brzegami rośnie mnóstwo rzadko występujących w kraju roślin tj.: bylica skalna, podejźrzon rutolistny, wełnianeczka alpejska, tojad kosmaty, turzyca skąpokwiatowa, zimoziół północny, czy świetlik bezostny, jastrzębiec włosisty, gnidosz Hacqueta.

Historia jeziora

Jedne z pierwszych wzmianek o Morskim Oku pochodzą z roku 1575. W 1637 r. król Władysław IV przyznał prawo korzystania z pastwisk przy jeziorze Władysławowi Nowobilskiemu. Jezioro własnością prywatną stało się w roku 1824. Wtedy to dobra zakopiańskie z Doliną Rybiego Potoku od władz austriackich kupił Emanuel Homolacs, a po nim Władysław Zamoyski. Morskie Oko od roku 1933 jest własnością Państwa Polskiego.

Teren będący okolicą naszego jeziora na przełomie XIX jak i XX w. był przedmiotem sporu pomiędzy Galicją, a Węgrami. Prawa domagał się właściciel sąsiednich terenów po węgierskiej stronie granicy – książę Christian Hohenlohe – do terenów zachodnich stoków Żabiego jak również okolicy naszego Morskiego Oka. Opierał się on na niedokładnych dokumentach a także na sfałszowanych mapach. Na poparcie swych praw do Morskiego Oka Władysław Zamoyski miał niezbite dowody historyczne i prawne. Spór dłużył się przez kilkadziesiąt lat. Zakończył się w końcu wyrokiem sądu polubownego w Grazu. Sąd w 1902 r. uznał prawa Galicji do tego spornego terytorium.

Co z końmi znad Morskiego Oka?

Wróćmy do czasów teraźniejszych nad Morskim Okiem. Ważnym ostatnio tematem są konie. A mianowicie ich wielka krzywda, ponieważ są wykorzystywane w nieludzki sposób do pracy ponad siły. Po śmierci konia o imieniu  Jordek w drodze właśnie do Morskiego Oka w roku 2009 , którą nakręcił Turysta, działania fiakrów oraz zatrudnionych przez TPN pracowników znalazły się pod czujnym okiem organizacji prozwierzęcych. W sierpniu padł następny koń nazywany Jukon. Mimo testów meleksów nadal protestują obrońcy praw zwierząt.

Młode konie po zaledwie kilku miesiącach jazdy więcej na trasie się nie pojawiają. Konie słabsze (przeciążone o ok.  200% - taki właśnie wynik dają badania weterynaryjne) już nie są przydatne, dlatego trafiają do rzeźni. Trudne warunki tych zacnych zwierząt trwają już od lat. Zmiany jakie wprowadzono w regulaminie parku niestety są niewystarczające. Owe zmiany zakładają m.in. bezwzględny zakaz kłusu pod górę, odciążenie wozów z 14 do mniejszej ilości, gdyż 12 osób, zaostrzenie kar jakie mogą otrzymać fiakrzy łamiący te przepisy. Postawę Turystów (gdyż sami górale są tutaj nieprzejednani) stara się zmienić Fundacja Viva!

Poprzez akcję "Ratujmy konie", Fundacja, jak również Tatrzańskie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami chcą pokazać ludziom prawdę o życiu jak i o śmierci koni, bo trzeba mówić o tym, że niektóre z nich umierają w męczarniach. W Zakopanym wyeksponowano billboardy pokazujące zdjęcie jednego z koni, który padł wożąc turystów – niech wszyscy to zobaczą zanim zdecydują, że pojadą do Morskiego Oka malowniczym wozem, z pokrzykującym góralem, ciągnionym przez parę ślicznych koników. To nie tylko śliczne koniki – to żywe zwierzęta, które nie mogą być dłużej męczone.

Na naradzie specjalnej dyrekcji TPN odbywającej się 14 sierpnia. Narada miała miejsce w kilka tygodni po upadku konia imieniem Jawor oraz kilka dni po śmierci Jukona. Pojawili się obrońcy praw zwierząt z gotowym rozwiązaniem problemów. Meleksy – pojazdy elektryczne przeznaczone dla kilku osób. Dzięki nim konie będą mogły zniknąć całkowicie z trasy ku lepszemu życiu miejmy nadzieję. 5 dni później Park włączył pomysł w życie, wypuścił z Palenicy Białczańskiej jeden z pojazdów.

Będzie on transportował Turystów na Włosienicę i w drogę powrotną przez okres 3 tygodni. Opinie są jednak podzielone: fiakrzy są zdania, że fasiągi są tradycją podhalańską, podobnie uważają Turyści. TPN szuka wciąż złotego środka. Padł pomysł na wyposażenie wozów w silnik. Odciążyłoby to konie na podjazdach. Całkowite zastąpienie koni innymi pojazdami na chwilę obecną wydaje się niestety niemożliwe. Edukować jednak należy głównie Turystów, ponieważ dopóki ustawiają się do wozów kolejki to nie można liczy, że coś się zmieni.